Rezerwat Biała Woda, Obidza i Eliaszówka

Przebieg trasy:
Nowy Sącz - Stary Sącz - Gołkowice - Skrudzina - Gaboń - Przehyba (1175 m.n.p.m) - Szczawnica - Jaworki - Rezerwat Biała Woda - Szczob (936 m.n.p.m.) - Obidza - Eliaszówka (1023 m.n.p.m.) - Piwowarówka - Piwniczna - Rytro - Nowy Sącz

 


Rezerwat Biała Woda, Obidza i Eliaszówka

 

Opis trasy:

Cisza, ciemność, pełna izolacja od rzeczywistości, wśród tego błogiego nastroju słyszę głos mamy "kochanie wstajesz?". Co, jakie wstajesz, przecież ledwo zasnęłam. Otwieram jedno oko, błogi stan snu odchodzi w niepamięć. O co chodzi moim, rodzicom, czemu nie śpią jak jest dopiero 5.30 i to rano. Powoli buzi się świadomość, wczorajsze słowa taty "to ostatnia szansa na dłuższą wycieczkę rowerową trzeba wstać wcześnie". Nie, nie bunt, ja chcę spać, przecież cały tydzień chodzę do szkoły na 7.30 totalnie nie mama siły wstać. Nagle miły, cierpliwy i złośliwy głos mamy "Laurusiu to śpij zostawimy ci klucze do domu", no tego było za wiele z oburzoną miną wstaję, mamrocząc coś pod nosem, idę się przygotować do wycieczki, to jest terror!.


zjazd do Szczawnicy niebieską trasą MTB Powerade

 

Półtorej godziny później (koło 7), po zjedzeniu szybkiego śniadania, wyruszamy w naszą całodniową wycieczkę, na zewnątrz jest 4 stopnie Celcjusza, ale odczuwalne to chyba 2, zimno. Pierwszy punkt na naszej mapie trasy do pokonania, Przehyba. Jadąc z Nowego Sącz kierujemy się na centrum Starego Sącza potem na Gołkowice Górne, Skrudzine i Gaboń. Będąc pośród lasu cieszymy się spokojem i możliwością jechania obok siebie. Włączam sobie na telefonie mój ulubiony zespół "Linkin Park" słuchawki do uszu i się nakręcam. Nawet nie wiem kiedy dojeżdżamy do naszego pierwszego postoju, przy "bunkrze"- tak na marginesie ciekawe czym to było w latach swojej świetności, wiele pomysłów, ale trzeba jechać dalej. Nasz podjazd przy "gołej babie"* wszyscy ją widzą oprócz oczywiście mojej mamy, tłumaczymy jej z tatą gdzie ma piersi itp. Ale chyba dalej jej nie widzi mimo tego, że grzecznie przytakuje mówiąc rzeczywiście. *- "goła baba"- kawałek wystającej skałki, który pod pewnym kątem patrzenia, przypomina niektórym fragment sylwetki kobiecej- a'la Wenus z Milo (przypominam mam 13 lat i nie pije alkoholu ani nic nie wącham :-), a jednak ją widzę). Jedziemy cały czas, bez zsiadania z rowerów, mijamy kolejne charakterystyczne miejsca dla tej trasy, czyli kolejny zakręt i kolejny podjazd. Na naszej trasie znajduje się kapliczka i zaraz obok skała o kształcie krzesła zwana kamieniem św. Kingi, to tutaj podobno odpoczywała nasza święta. Wreszcie, czas włączyć amory, które zostały zablokowane przy pierwszych podjazdach asfaltowych. Wjeżdżamy na kamienie i podążamy dalej ku schronisku, micha cieszy mi się coraz bardziej bo wiem, że już niedaleko. Widząc przekaźnik nie mam już wątpliwości, dojechałam bez pchania roweru, przypominam sobie zeszły rok, ta sama trasa i moja nie moc, czuje wielką satysfakcję, już wiem, że ta wycieczka będzie super.


Wąwóz Homole - niebawem Biała Woda

 

Wjeżdżamy do schroniska, niby jest około 10-tej ale żeby było cieplej, na to nie liczcie. W schronisku ciepła herbata i pizza też ciepła, ale co to byłby za pobyt w schronisku bez lodów. Odpoczywamy, chwile zawahania, może zostać tu dłużej a skrócić sobie trasę i na przykład jechać przez Rogacze. Pani w schronisku też mówi, że dziś nie będzie turystów bo jest za zimno. Jednak silna wola wygrywa, godzina 11 ruszamy w kierunku Szczawnicy, czas dojścia zapisany na tabliczce wynosi 3 godziny, wiemy, że będziemy szybciej bo przecież jesteśmy na rowerach. Jednak czas 50 minut jest dla nas zaskoczeniem. Świetna traska prawie cały czas w dół. Po ścieżce i to nie asfaltowej, błoto kamienie po prostu super zjazd. Jednak gdy szybkim zjazdem mijamy trzech wymęczonych podjazdem bikerów, pytających się "czy na Przechybę jeszcze daleko", to nagle w głowie pojawia sie myśl, byle by tutaj nie wjeżdżać, nie było by łatwo. Wylatujemy na drogę asfaltowa w kierunku Szczawnica- Jaworki, skręcamy w lewo i jedziemy na Szlachtową a potem coraz węższą ulicą do Jaworek. Auta omijają nas szerokim łukiem, najwidoczniej przyzwyczajone do rowerzystów. Postój na parkingu przy Wąwozie Homole, mamy niezły czas na Przechybie byliśmy półtorej godziny temu.


rezerwat Biała Woda

 

Teraz Rezerwatem Biała Woda na szlak niebieski, idący granią przez Małe Pieniny do przełęczy Obidza. Super, jadąc Rezerwatem Biała woda napotykamy oznaczenia trasy MTB przygotowane przez Powerade, i to nas wprowadza w błąd.


na niebieskim szlaku do Obidzy

 

Jest świetnie jedziemy pod górę, cały wysiłek wkładam w to by nie pchać roweru i nagle mama krzycz "Lauruś zawracaj, tata sprawdził na mapie to nie tędy". CO! Nie, nie zjeżdżam jadę dalej- bunt. Spokój mamy "kochanie tędy cofniesz się do Szczawnicy" i znowu CO!. Moja mina mówi za mnie, zjeżdżam z góry, którą tak mozolnie pokonywałam. Tatuś pokazuje zjazd w bok, nigdzie oznakowania szlaku zielonego rowerowego, który widnieje na mapach (niezależnie od wydawnictwa) a którym mamy dojechać na grań do niebieskiego szlaku.


Kobylarka

 

Odnośnie szlaków rowerowych powielanych na mapach, okazuje się, że większość szlaków po prostu jest nieuczęszczanych i przejechanie przez nie graniczy z cudem. Na jednym z nowosądeckich szlaków rowerowych, którym próbowaliśmy kiedyś przejechać, znalazł się- dom, po prostu ktoś na szlaku zbudował posesję i zamkną bramę, blokując przejazd szlakiem rowerowym. Innym przykładem szlaku, nie za bardzo przejezdnego a powielanego na mapach jest szlak czerwony rowerowy ze Szczawnicy pod Jarmutą na Cyrhle. Jadąc od strony Szczawnicy kilkadziesiąd metrów jedziemy korytem w górę, dość pokaźnego Klimontowskiego potoku. Po deszczach, brodząc w nim, nawet po kolana, bez możliwości ominięcia tej atrakcji. Świetna przygoda na letnią wyprawę, ale wiosną czy jesienią, średnia przyjemność jechać w mokrych butach i skarpetkach. Przykłady oznaczonych tras rowerowych gdzie na piechotę trzeba mieć dużą siłę zaparcia żeby je pokonać , nie mówiąc o możliwości jazdy rowerem, można mnożyć.


Przełęcz Obidza

 

Wracając wiec do naszego zielonego szlaku rowerowego biegnącego przez Rezerwat Biała Woda, dzielnie skręcamy tam gdzie mapa wskazuje nam szlak. Nawet nas nie dziwi, że właśnie tamtędy biegła zwózka drewna i błoto jest prawie do kostek, raczej nie dało się wjechać- próbowałam. Teraz dalej do góry czy w dół, podchodzimy w górę, tata po zerknięciu na swoje mapy topo w Oziexplorer (program w wersji na Androida- Adrozic), krzyczy nie to nie tędy, więc w dół przez strumyczek i co dalej? Zero oznakowań, przecież nie tą ścieżką co prowadzi w dół, nie chcę się cofać. Posługując się GPS- em oraz wrodzonym instynktem, pada wybór, przez łąki na grań, przecież na pewno dojdziemy do szlaku niebieskiego. I doszliśmy- ale jakim kosztem. Ostre podejście do góry, przez łąkę gdzie trawa sięga do kolan a osty gęsto porastające tą akurat łąkę, sięgają do pasa. Mam dość, przeszliśmy może z 800 metrów a jestem bardziej zmęczona niż podjazdem na Przechybę. Na domiar złego, rodzice również walcząc z ciężkimi metrami zostawiają mnie lekko w tyle, dla mnie to więcej niż koszmar, zaraz siądę, strzelę focha i zastrajkuje po włosku (czyli wszystko będę robić bardzo wolno), po prostu nie mam siły pchać tego roweru, po tych kujących i wbijających się w nogi ostach. Jest, wreszcie mama jako pierwsza dochodzi do jakiejś drogi, co prawda nie jest to jeszcze niebieski szlak na grani, ale droga biegnąca równolegle do niego. Rzut oka na GPS i już wiemy, że wystarczy przejechać nią kilkadziesiąt metrów i obok szkółki leśnej, wydrapać się z 20 metrów w górę by osiągnąć upragniony cel.


w drodze na Eliaszówkę

 

Jak widzę trasę na niebieskim szlaku przechodzi mi wszystko, złość, zmęczenie odchodzi w niepamięć, to jest chyba raj, raj dla rowerzystów. Już nie chcę jeść, odpoczywać, nic nie chcę- pozwólcie mi tylko wsiąść na mojego Skocika i jechać dalej.


Sucha Dolina

 

Jak dla mnie stanowczo za szybko znaleźliśmy się na Obidzy, tą trasą mogłabym się delektować cały dzień. Okej pamiątkowe zdjęcie i zjeżdżamy coś zjeść do Chatki na Obidzy. Niespodzianka nic nie ma, dobrze, że mama wzięła bułki z serem. Znów czas na zastanowienie, czy jedziemy na Eliaszówkę czy zjeżdżamy do Piwnicznej. Pełni pozytywnych myśli po szlaku niebieskim wybieramy opcję pierwszą, czyli Eliaszówka. Mama pyta turystów idących z Eliaszówki jak tam trasa, krótka odpowiedź " spoko, ale w paru miejscach trzeba będzie pchać rower". Ok. nie ma sprawy przecież nie może być gorzej niż pchanie przez łączkę. Mama miała się spytać jeszcze jak z błotkiem ale tato wybił ją z tego toku myślenia. Nie uwierzycie jak trafne byłoby pytanie mamy. Wjeżdżamy na rowerowy szlak niebieski, pokrywający się z zielony pieszym i co? Wspaniałe kałuże, które coraz ciężej wymijać, rozpaprane przez kłady, no cóż przynajmniej widać szlak, że uczęszczany. I jak zwykle więcej pod górę niż z góry, ale do tego już się przyzwyczaiłam. Podjazd lekki zjazd i jeszcze parę razy to samo wreszcie jest, znak dotarliśmy na Eliaszówkę i zawód, oprócz tabliczki informacyjnej, żadnego widoku po prostu las i kawałek polanki w lesie.


Piwowarówka

 

To było ciekawe doświadczenie, znajdziecie w tym zjeździe wszystko o czym może marzyć rowerzysta. Nie ukrywam, że w dwóch miejscach sprowadzałam rower w dół, ale uwierzcie mi downhil'owcy mieli by problem, tam zejść było trudno, szczególnie w butach z SPD. Ale były momenty zjazdu przez łączki i w lesie po ścieżkach bitych po prostu super, marzenie. Skończył się lasek wjechaliśmy na płyty betonowe poukładane tak żeby zmieściły się koła aut, wada dziury w tych płytach wielkości małego talerza. Dla rowerzysty zjazd po tych płytach to po prostu "telepaczka", no cóż jako dziewczyny zgodnie z mamą stwierdziłyśmy, że nie ma nic lepszego na cellulit. Gdy wjechaliśmy na asfalt to nie bolały nogi od całodniowego wysiłku ale ręce, nadgarstki i barki od tłumienia wstrząsów wynikających z jazdy po płytach, nie był to krótki odcinek, naprawdę. Reszta trasy przeszła bez większych atrakcji z Kosarzysk do Piwnicznej dalej przez Rytro, Barcice i ul.Węgierską do Nowego Sącza. Asfalcik bez przygód, omijani przez kierowców, nikt na nas nie trąbił resztkami sił lądujemy przed domem, przybijam piątkę z rodzicami, nieosiągalne stało się rzeczywistością ponad 90 kilometrów za nami, teraz czekam na 100km !!!



Pobierz trasę wycieczki w formie śladu GPS:
dla Kamap i Google Map format *.kml
dla innych format *.gpx

 


Trasa rowerowa 1262485 - powered by Bikemap 

 

Najedź myszką na wykres wysokości terenu (profil trasy) i przesuwaj wskaźnik od lewej strony wykresu do prawej a zobaczysz, w którym punkcie podróży będzie z górki a w którym pod górkę.

niech moc będzie z wami:-) Laura

Przewodnik rowerowy

Przewodnik rowerowy - Beskid Sądecki i Sądecczyzna na Rowerze

Beskid Sądecki i Sądecczyzna na rowerze to propozycja książkowa naszego autorstwa skierowana do wszystkich miłośników kolarstwa górskiego.

Rowerem po górach - Facebook

Rowerem po górach - Instagram